Dziś mija 81 rocznica „Saybusch Aktion” czyli „Akcji Żywiec”, jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Żywiecczyzny.
22 września 1940 roku o godzinie 05.00 rano rozpoczęła się akcja wysiedleńcza mieszkańców Żywiecczyzny trwająca do 14 grudnia 1940 roku, prowadzona na podstawie dekretu Adolfa Hitlera z 7 października 1939 roku, który miał na celu „umocnienie niemczyzny”. Oznaczało to iż na terenach dotychczas zamieszkałych przez ludność polską osiedlano niemieckich kolonistów.
Do połowy grudnia 1940 roku do powiatu żywieckiego przybyło ponad 3200 osadników – ok. 700 rodzin, głównie niemieckich chłopów przesiedlonych z rumuńskiej Bukowiny. Bezpośrednim inicjatorem wysiedlenia z pasa wschodniego na odcinku Śląska był Gruppenführer SS Erich von dem Bach-Zelewski.
W sumie wysiedlenia dotknęły mieszkańców 35 miejscowości z powiatu żywieckiego: Brzuśnik, Bystra, Cięcina, Cisiec, Gilowice, Jeleśnia, Juszczyna, Kamesznica, Kocoń, Krzeszów, Kuków, Lachowice, Las, Leśna, Lipowa, Łękawica, Milówka, Moszczanica, Rajcza, Radziechowy, Rycerka Dolna, Rychwałd, Stryszawa, Słotwina, Sopotnia Mała, Sól, Sucha, Szare, Ślemień, Trzebinia, Wieprz, Zadziele, Zwardoń, Żywiec.
Rajcza – w dniu 1.10.1940 r. wysiedlono 501 osób (115 rodzin), kilka innych rodzin wysiedlono w dniu 29.10.1940 r. Ciężarówkami zawieziono ich do mieszczącego się w pałacu sanatorium w Rajczy, a stamtąd na stację kolejową, skąd pociągiem nr 2269, złożonym z wagonów osobowych i towarowych, wyjechali do Łodzi, a następnie w dniu 3.10.1940 r. do stacji Miechów. Łącznie transport liczył 997 osób, podróżowali nim również mieszkańcy Rycerki Dolnej. W czasie podróży nie mogli opuszczać wagonów,
w czasie każdego postoju pociąg był pilnowany przez żandarmów.
Ci, którzy podróżowali wagonami osobowymi, mogli otworzyć okno, przez które czasami miejscowa ludność podawała im jedzenie. W takich wagonach były też toalety. W Miechowie czekały na wysiedlonych furmanki z terenu całej gminy. Wysiedleni trafili do wsi: Kalina Mała, Posądza, Pogwizdów, Rzerzuśnia, Kozłów, Parkoszowice, Wierzbica, Wawrzeńczyce. Zabudowania w tych wsiach pozbawione były urządzeń sanitarnych i podłóg, często były kryte strzechą, tylko czasami były w nich sprzęty w postaci łóżek, taboretów i stołów. Wysiedleni pomagali przy pracach w gospodarstwach, otrzymując za to jedzenie.
Wykorzystywali oni swoje umiejętności, świadcząc usługi, np. reperowanie obuwia, szycie kapci ze starych kapeluszy. Niektórzy mężczyźni decydowali się na zatrudnienie w miejscowościach oddalonych po kilkanaście kilometrów od wiosek, w których pozostawiali rodzinę. Dzieci miały możliwość uczenia się w klasowej polskiej publicznej szkole powszechnej. Niektórzy wysiedleni przystąpili do oddziałów partyzanckich działających na tamtym terenie.
Rycerka Dolna – Wysiedlenie miało miejsce dn. 1.10.1940 r., objęło 143 rodzin liczących 700 osób. Mieszkańców popędzono pieszo do sanatorium w Rajczy, na kilku furmankach ulokowano małe dzieci. Następnego dnia pociągiem nr 2217 składającym się z wagonów
osobowych i towarowych, w których panował ogromny ścisk wysiedleni zostali skierowani do centrali przesiedleńczej w Łodzi. Podróżowali razem z wysiedlonymi z Rajczy. W Łodzi z transportu zabrano dwóch polskich lekarzy.
Pociąg odjechał w dniu 3.10.1940 r. do stacji 21 Miechów, gdzie wysadzono część transportu, a następnie do stacji Zastów, skąd wysiedlonych przewieziono do Luborzycy. Tam niektóre dzieci „odpowiednie rasowo” oddzielono od rodziców i umieszczono w Domu Kultury pod opieką sióstr zakonnych. Cześć dzieci została zabrana przez rodziny niemieckie, a część skierowana do pracy w gospodarstwach rolnych prowadzonych przez osadników niemieckich.
Sól – wysiedlenie miało miejsce dnia 24.09.1940 r. do wsi ciężarówki przyjechały już ok. godziny 4:00 rano, funkcjonariusze policji porządkowej rozeszli się po okolicy, nakazując wytypowanym rodzinom opuścić domy w ciągu pół godziny.
Wśród funkcjonariuszy byli władający językiem polskim, oni to czasami pozwalali zabrać pierzynę i wyrażali swe współczucie. Zabrano 129 rodzin, liczących 628 osób. Po przeprowadzonej rejestracji przez sztab 23 wysiedleńczy samochodami zawieziono ich do punktu zbornego w Rajczy, gdzie w pozbawionych sprzętów pomieszczeniach spali na słomie. Przebywali tam dwa dni, otrzymywali wodę do picia i dwie kromki ze smalcem na osobę dziennie. Następnie ciężarówkami zawieziono wysiedlonych na stację kolejową w Rajczy, skąd pociągiem nr 2265 złożonym z wagonów osobowych zostali skierowani do Łodzi a stamtąd w dniu 26.09.1940 r. do miejscowości Końskie.
W czasie jednego z postojów zabrano z transportu młodzież powyżej 14 roku życia, celem skierowania ich do pracy w Rzeszy.
W Końskich początkowo zakwaterowano ich w opuszczonym zamku, gdzie ich wyżywieniem zajmowały się placówki Czerwonego Krzyża. Trwało to do czasu przewiezienia ich do wsi rozlokowanych na terenie całej gminy (Góry Mokre, Żeleźnica, Smyków). Wsie były biedne, domy kryte strzechą składały się często tylko z dwóch izb, gleba piaszczysta pozwalała jedynie na uprawę ziemniaków i żyta. Mieszkańcy musieli wyżywić wysiedlonych i jeszcze oddawać Niemcom kontyngent. I jedni i drudzy doświadczali głodu.
Zwardoń – Wysiedlenie miało miejsce dn. 24 września 1940 r. ok. godz. 4:00. Każda wyznaczona do opuszczenia domu rodzina dostała 20 minut czasu na spakowanie niezbędnych rzeczy, tj. przede wszystkim ubrań. Funkcjonariusze policji porządkowej wśród których byli również władający językiem polskim, praktycznie nie pozwalali zabrać nawet poduszek. Każdy z wysiedlonych musiał oddać złoto – najczęściej w postaci biżuterii – oraz pieniądze. Wysiedlono również matki z dziećmi, których mężowie w maju przymusowo zostali wywiezieni na roboty do Niemiec. Ciężarówkami przewieziono ich do budynku sanatorium w Rajczy.
Wysiedlonych we wrześniu po jednodniowym pobycie w budynku sanatorium zaprowadzono na stację kolejową, skąd pociągiem złożonymi głównie z wagonów towarowych, oznaczonym nr 2265 zostali skierowani do stacji Końskie, dokąd przybyli w dniu 26.09.1940 r.
Warunki transportu były tragiczne, w wagonach brak było wentylacji, pociąg nie zatrzymywał się. Rodziny, które przyjmowały wysiedlonych były często bardzo biedne. Zamieszkiwały w dwu lub trzyizbowych chatach pokrytych strzechą, z klepiskiem, które nie miały komina ani urządzeń sanitarnych.
Ze stacji Końskie furmankami rozwieziono wysiedlonych po wsiach znajdujących się na terenie gminy (Czermno, Gustawów). Ustalono również, iż kilka rodzin transportem dotarło do stacji Tłuszcz. Może to wynikać stąd, iż nie wszyscy wysiedleni ze Zwardonia zostali ulokowani w transporcie skierowanym do stacji 27 Końskie i pojechali kolejnym transportem w dniu 27.09.1940 r. właśnie do Tłuszcza (stamtąd – Raszyn – Dawidy), bądź stąd, iż w Łodzi dokonano przepięcia wagonów.
Niech pamięć o tych dramatycznych wydarzeniach nigdy nie zaginie. Pamiętajmy!
źródło: Wójt Gminy Rajcza – Zbigniew Paciorek
Wypędzeni1939.pl
Akcję wysiedleńczą w Żywcu (niemiecka nazwa Saybusch) i na Żywiecczyźnie rozpoczęto 22 września 1940 o 5. rano. Policja otaczała wybraną wieś, a do poszczególnych domów wchodzili policjanci, informując gospodarzy o konieczności opuszczenia domu w ciągu 20 minut. Wolno było zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Cały majątek ruchomy i nieruchomy podlegał konfiskacie, łącznie z gotówką i kosztownościami. Wysiedlani w pośpiechu pakowali chleb, ciepłą odzież, czasem też rodzinny album lub krzyż znad drzwi.
Wysiedlane rodziny przeprowadzano lub przewożono do punktów zbornych, skąd po kilku czy kilkudziesięciu godzinach odprowadzano „ewakuowanych” do pociągów i wywożono do miejsca przeznaczenia w Generalnym Gubernatorstwie. Transporty potrzebowały nierzadko kilku dni, by pokonać dystans dwustu lub trzystu kilometrów. W warunkach zimowych, bez dostępu do pożywienia i wody pitnej droga ta była udręką. Na wszystkich kolejnych etapach poddawani byli rewizjom, Niemcy szukali ukrytych pieniędzy i kosztowności.
Polakom na ziemiach wcielonych do Rzeszy nie wolno było posiadać aparatów fotograficznych. Dlatego polskie fotografie, dokumentujące deportacje, robione były z ukrycia, zza firanki, z torby postawionej na ziemi, zza pazuchy. Ale dlatego właśnie dobrze oddają one atmosferę chwili – niepewności i lęku.